Forum
Każdy się czegoś obawia
Autor tematu Marcel (1142)
Szczecin
02-03-2009 09:26
Każdy z nas się czegoś boi, czasem to są jakieś sytuację a czasem określone zwierzęta, przeważnie jednak nie zdajemy sobie sprawy, że jest to fobia czyli lęk nie naturalny. A czego Wy się boicie?
03-03-2009 09:14
Witam wszystkich ja się panicznie bardzo,bardzo boję pająków i nie mylić z brzydzę ! Boję się tych żyjątek okropnych choć teraz już jakby troszkę mniej ale i tak bardzo.Jak tylko zobaczę pająka to mnie zatrzęsie i mam gęsią skórkę. Zaraz mi się zdaje że mam Go gdzieś we włosach... Ale fobii aż takiej nie mam, ale wiem że ludzie którzy mają fobię na punkcie pająków to ta fobia nosi nazwę arachnofobia .Poza tym to żadne myszy i inne żyjątka mnie nie ruszają .
Szczecin
03-03-2009 09:19
Ja kiedyś miałem podobnie, strach przed pająkami zastąpiłem wiedzą o nich, postanowiłem poznać te zwierzaki, poczytałem itd dochodząc do wniosku, że niewątpliwie taki pająk boi się o wiele bardziej mnie niż ja jego a ponad to groźne pająki w Polsce nie żyją
03-03-2009 09:26
Ha ha tak ja wiem że On mnie się bardziej obawia ale i tak panika jest i podejrzewam będzie I nie sądzę żeby mi jakieś książki pomogły -mój brat od dzieciństwa mnie zawsze straszył Nimi dla żartów i tak zostało...
03-03-2009 09:29
Ale to już nie chodzi o to że On jest grozny tylko że On w ogóle jest!
Szczecin
03-03-2009 09:42
Hehe wiem i na tym właśnie polega fobia która jest strachem mimo, że logika podpowiada, iż bać się nie trzeba Po prostu omijaj pajączki
03-03-2009 09:45
He he dzięki ))))))
03-03-2009 09:49
A poza tym to omijam Je od kiedy pamiętam i schodzę Im z drogi
Szczecin
03-03-2009 10:27
A tak z innej beczki to..osobliwy masz avatar dlaczego wlasnie taki? Wampiry nie boją się pająków
03-03-2009 11:51
Ha ha ktoś tu chyba w świetnym humorze jest Właśnie taki wybrałam bo jest intrygujący i straszny jednocześnie i patrząc na Niego aż ciarki przechodzą ... A poza tym ten wampir jest wyjątkiem i właśnie się boi pajęczaków okrutników!!!!!!!
Szczecin
03-03-2009 12:06
Hehe czasem trzeba pożartować, w końcu to portal zdrowotny a wszyscy wiedzą, że śmiech to zdrowie
03-03-2009 12:08
Oczywiście popieram i na zdrowie
Szczecin
03-03-2009 12:11
A co avatarów to są nowe, proszę sprawdzić
03-03-2009 12:18
Sprawdzę (zobaczymy co tam nowego?)
03-03-2009 12:24
He he chciałam wziąć tego w masce ale to jest mężczyzna dziękuję ale na razie zostanę przy swoim
Lublin
14-04-2009 19:42
ja się boje lęku
Lublin
18-04-2009 10:26
Robert ja mam fobię lękową już kilka lat i wiem co to jest, jak człowiek się czuje gdy jest więźniem własnego ciała i umysłu, na razie nie potrafię się pozbyć tego irracjonalnego lęku przed otwartymi przestrzeniami, duzymi skupiskami ludzi, czasem nawet nie mogę wyjść z domu po pieczywo.Dla mnie jako kobiety to jest naprawdę dodatkowo dołujące...miałam juz 2 poronienia i boje się że następna ciaza może się tym samym skończyć dlatego unikam jej, choć bardzo pragnę dziecka
11-05-2009 07:30
Ja Cie rozumię Omenko, bo ja zwlekałam 7 lat po stracie pierwszego dziecka, ale w koncu sie odważyła. Fakt - pomógł też przypadek.
14-05-2009 07:27
Może to co teraz dłużej opiszę nadaję się oczywiście na blog, ale to bardzo ważna wskazówka.Myslę, że sami tak uznacie.To opowiadanie troszku o mnie, ale zakończone puentą - ostrzeżeniem pewnym...

Po ukończeniu szkoły podstawowej, rozpocząłem edukację w technikum elektronicznym.Pierwszy rok wydawał się nawet znośny, lecz juz na drugim roku, tak jak pisałem w pierwszym rozdziale - "zaczęło się".Fobia dawała co raz bardziej o sobie znać.

Miałem oczywiście w tym okresie przez cały czas "domowy zespół" o dwóch składach, grywający "muzykę świata".

Grywając taką sobie chauturkę, obskoczyliśmy może 3 - 4 zabawy taneczne, tak popularne na wsiach.Już wtedy, podczas naszych "wykonów", odczuwałem co raz bardziej "wszechogarniający lęk", którego postaci naprawdę nie byłem w stanie zmaterializować.Czasami widziałem, że "imprezowicze"to dostrzegają i zaistniały chwile mojej tzw. niedyspozycji - "dyskomfortu psychicznego".Ale jeszcze nie poddawałem się i łamałem wszelakie konwenanse związane z możliwością byciem chorym.

Tak, to właśnie w II klasie technikum, udałem się pierwszy raz do specjalisty - neurologa, który zaczął mi przepisywać przeróżne "specyfiki".Nawet takie, które nie były dostępne w Polsce w aptekach - leki "z darów".

Nie potrafiło to uspokoić we mnie "demona lęku".

"Spec" - neurolog, stwierdził u mnie nerwicę lękową z wyrażnymi natręctwami.Cóż, to była prosta analiza podanych mu na tacy, "moich żali".

Nooo, było nieciekawie.

Wtedy zaczęły się pierwsze moje obawy, związane z wejściem do szkoły (lęk), z przejściem przez korytarz szkolny (lek), rozmowa dłuższa z rówieśnikiem (lęk), odpowiedź przy tablicy (lęk).Wszędzie lęk, lęk i jeszcze raz lęk.

Już wtedy, czasami, wycofywałem się z takich sytuacji "rekami i nogami". Co raz częściej specjalnie spóźniałem się na autobusy, bo bałem się do nich wsiąść.Wolałem iść "na piechotę", nawet w "pełnym ekwipunku", szczególnie zimą, gdy człowiek zakłada ciężkie, ciepłe buty, wielką, ciepłą kurtę, a plecak "pęka w szwach" od przeładowania."Dawałem" tak czasami po 20 km dziennie.

Przy którymś tam pobycie u mojego "speca", został mi przepisany lorafen (lorazepamum) - 1 mg.

Jak do każdego, nowego leku, podszedłem z dużą niechęcią i niedowierzaniem i nie byłem w stanie uwierzyć, że "malutka tabletusia", może być dla mnie "zbawienna"Wziąłem raz, drugi, trzeci i nic jak na benzodiazepinę "szybko działającą".

Po pewnym czasie wróciłem do nich, ponieważ lekarz powiedział, że niemożliwym jest, aby lorazepamum nie działało.

Wziąłem sobie jedną "miligramówkę" i poszedłem do szkoły.

Jakie było moje zdziwienie tym, w jak śmiały sposób potrafiłem wejść do szkoły, przywitać serdecznie kumpli, nawiązać rozmowę.Przychodząc do domu, w ogóle nie zdałem sobie sprawy z tego, że odbyło sie to wszystko za sprawą owej "tabletusi".

Myślałem, że pozbyłem się w końcu "zbędnego balastu".I przypomniałem sobie wtedy, że przed wyjściem, jednak coś :łyknąłem", ale co???

Tak, i nie ma co "owijać w bawełnę", był to lorafen.Tak zaczęła się moja przygoda z trochę inną postacią leku, nazwaną przeze mnie "lęku o lepszym komforcie".Boże, czułem, że coś naprawdę się odmieniło, a najważniejsze - powrócił sens istnienia na planecie Ziemia.

Po prostu, przed każdym wychodnym, nie tylko do szkoły, "zapodawałem" sobie "tabletusię" i wiedziałem, że się "nie spalę" już na wstępie czegokolwiek, czego się dotknę.Lorafen niwelował najgorszy "dyskomfort psychiczny" (czyli ta "przypadłość", zdiagnozowaną później jako fobia społeczna).Bo zwyczajny, normalny lęk, który posiada 99 koma 9 % cywilizacji - pozostał.

I tak miało przecież być.

A było nawet całkiem OK. Dano mi nadzieję i "szansę na sukces".Dlaczego piszę o sukcesie??? Bo od razu pomyślałem, że nie stracę przez to głupie "choróbsko", swoich największych marzeń, można rzec - moich "priorytetów".Będę znów grał, śpiewał, dalej rozwijał się w tym kierunku, a nóż pewnego dnia osiągnę to, co dla innych bywa po prostu "fatamorganą".

Przez cały ten czas, prowadziłem oczywiście swój "domowy zespół"..Zacząłem bardziej dbać o siebie, aż do "granic pedantyczności".Wiedziałem, że muszę na przykład mieć,proste, bielutkie uzębienie i udałem się od razu do stomatologa.Bo przyszły wokalista - muzyk, musi mieć "rewelacyjne ząbki". Nie śpiewam przecież z zamkniętymi ustami.A co zrobię, gdy zbliży się za bardzo tzw. "czerwone światełko" i moje "kły pójdą w eter".Miałem, możecie wyobrazić sobie, poważne plany co do wizji mnie w branży muzycznej.Jeszcze siedziałem czasami w szkolnej ławce, a "moje myśli już układały" nowe nuty, akordy, które wykorzystam, jak przyjdę do domu.

Byłem może już w IV klasie technikum, gdy stwierdziłem, że coś tu jest nie tak.Zauważyłem, że muszę dobierać sobie co drugi, trzeci dzień "tabletusię", żeby "nie nawalić".To było co raz bardziej podejrzane i co???

Miałem "świętą rację"

Ja się po prostu nazwyczajnie uzależniłem. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć - czy to była moja wina???

Tak, moja, ale chyba tylko w 10% - ach, tylko dlatego, że "łykałem".A co z 90% - ami??? Powiem szczerze - to wina lekarzy, bo oprócz tego pierwszego "speca", był później jeszcze jeden specjalista - neurolog - kobieta, która stwierdziła, że lorazepamum jest dobrym lekiem i również przepisywała mi go. Później przepisywał mi lorafen lekarz rodzinny, który opowiadając mi o tym leku, "wyniósł go prawie na ołtarze".

Napiszę tylko jeszcze pewną prawdę.

Gdy pierwszy raz polecono mi lorafen, lekarz powiedział, aby brać go doraźnie.Nie powiedział jednak o najważniejszym - jak silnie ten lek uzależnia!!!.Tylko widząc, że lek rozpoczął "swoją dobrą pracę", pisał go dalej na receptach.I to samo "następni".

Do tego leku, w latach 1992 - 95, nie było załączonej żadnej ulotki, jak to jest w czasach obecnych.A ja wszystkie ulotki czytam od A do Z, więc zapewne uświadomił bym sobie o zagrożeniu i zakodował to na całe życie.A tak???

Ale nic, żyłem, brałem, czułem się lepiej, tracąc przy tym kontrolę nad swoim organizmem, prawie całkiem nieświadomie.

I nadszedł czas końcowych egzaminów - matury i później - studniówki, w której nie uczestniczyłem z powodu f.s. Zresztą wtedy miałem już także "w plecy", parę wesel oraz imprez, które wraz z zespołem, mieliśmy ubarwiać muzycznie.

POZDRAWIAM CIEPŁO WSZYSTKICH!!!

NIE BIERZCIE NIGDY BENZODIAZEPIN!!!

CZYTAJCIE ULOTKI!!!

LEKARZOM PROWADZĄCYM ZADAWAJCIE JAK NAJWIĘCEJ PYTAŃ!!!

To takie wskazówki od "uzależnionego fobika"

OK, DOBRZE, DO "NASTEPNEGO"!!!
Lublin
14-05-2009 08:18
Robert czytam to co napisałeś i prawie pokrywa się z moja historią życia tylko że u mnie wszystko zaczęło się dopiero na studiach, ale to było tak delikatnie, prawie niezauważalnie że objawy można było podpiąć pod inne choroby, typu osłabienie czy anemią, może nawet problemy z sercem.
Robiło mi się słabo, serce mi waliło jak młot, ciemno w oczach, najgorsze jak mnie to złapało gdzieś w mieście, strasznie się bałam żeby nie zemdleć.W zasadzie lekarze nie byli pewni co mi dolega, odsyłali mnie jeden do drugiego, robili badania z których nic nie wynikało.
Czasem modliłam sie żeby w końcu coś znaleźli bo zaczną mnie leczyć i wszystko będzie dobrze.
W końcu trafiłam do neurologa który stwierdził nerwicę, dostałam Hydroxizinę i wszystko ustało, świat znowu stał sie piękny.Wyszłam za mąż, leki odstawiłam i czekałam na potomka.Wtedy jadąc autobusem nagle odczułam niesamowity lęk, musiałam natychmiast wysiąść z tego autobusu bo słabo mi sie robiło.
No i od tamtej pory mam niezłą jazdę, do nerwicy dołączyła się fobia lękowa, dostałam leki, ale bojąc sie uzależnienia dawkowałam je sobie tak jak mi było wygodnie, a nie tak jak nakazał lekarz.
Jednak najlepiej się czułam po Rudotelu.Brałam go do czasu ciąży, później poronienie, więc zwiększyłam dawkę, następne nieszczęście to śmierć mamy, też nerwy i leki, nawet nie wiem jak ja wszystkie formalności załatwiłam żyłam jak w wielkim koszmarze, no i następna poroniona ciąża...i leki bo lęk mnie juz nie opuszczał, stał się częścią mnie, tą częścią która nie daje się wyrwać z korzeniami z mego ciała, z mojej psychiki.
Nie mam kogo winić za to że tak się wszystko potoczyło, lekarzy nie mogę bo dzięki temu lekowi funkcjonuję, pomimo uzależnienia...
Czy w tym wszystkim co mnie spotkało jest moja wina...nie wiem..
Wiem tylko że cieżko mi z tym żyć, nie zawsze wiem jak się wymigać od wizyt, nie wszyscy wiedzą o mojej chorobie, a i nie wszyscy w nią wierzą, bo niby czego tu się bać?
To w skrócie...wielkim skrócie moja historia...
Dodawanie postów możliwe jedynie po zalogowaniu

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów197
postów50485
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18894
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.

Wysokiej jakości bielizna męska już w sprzedaży. |