Ofiary przemocy

Przemoc ma różne oblicza, we współczesnym świecie wykorzystuje ona współczesne metody, np. stalking.


Ofiary stalkingu często wstydzą się poskarżyć policji, by nie zostać uznane za histeryczki. Bo przecież czy parę SMS-ów to aż tak wielka sprawa? Albo kilka głuchych telefonów? I tak kierowany chorą obsesją napastnik zamienia stopniowo życie prześladowanej kobiety w koszmar.

Na pierwszy rzut oka wyglądało to dość niewinnie. Samotna matka Ann Moulds otrzymała odręcznie zaadresowany list w zwykłej białej kopercie. Otwierając przesyłkę Ann zastanawiała się, czy nie jest to przypadkiem wiadomość od jakiegoś tajemniczego wielbiciela. W końcu za kilka dni wypadały walentynki.

W kopercie jednak nie było miłosnych wyznań. Zamiast nich Ann znalazła szokującą listę seksualnych ekscesów, opisanych z najdrobniejszymi szczegółami. Autor wyraźnie dawał do zrozumienia, że chciałby to wszystko zrobić właśnie z nią.

Ann wyrzuciła przesyłkę mając nadzieję, że jest to jednorazowy, przykry incydent. Niestety, był to dopiero początek długiej, obsesyjnej kampanii prześladowczej, którą eksperci uznali za jeden z najgorszych przypadków stalkingu z jakimi się kiedykolwiek zetknęli.

– Byłam wstrząśnięta z powodu tamtego listu – wspomina Ann, która pracuje jako pedikiurzystka i ma 25-letnią córkę Emmę. – Ale treść była po prostu obsceniczna i całość nie wyglądała groźnie. Nie miałam pojęcia, kto mógł mi to przesłać. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o całej sprawie. Nie spodziewałam się, że to się rozwinie w coś tak przerażającego, że przez nadawcę listu stracę wszystko, co było dla mnie ważne.

Co roku tysiące kobiet w Irlandii pada ofiarą stalkingu. Jednak specjaliści nie potrafią dokładnie określić ich liczby, ponieważ wiele z ofiar albo boi się zgłosić sprawę na policji albo obawia się potraktowania ich zeznań za przejaw histerii. Prześladowcami mogą być całkiem obcy ludzie, ale przeważnie są to osoby znane ofiarom. W niektórych przypadkach zdarza się, że takie obsesyjne zainteresowanie prowadzi do aktów przemocy, a nawet do morderstwa.

W 2006 roku 28-letnia nauczycielka Andrea Howarth z Wingate w hrabstwie Durham została zasztyletowana przez swego męża Jonathana, z którym była w separacji. Wcześniej przy użyciu specjalnego programu szpiegowskiego mężczyzna sprawdzał jej e-maile i połączenia telefoniczne. Stąd dowiedział się, że utrzymuje ona kontakty ze swoim dawnym chłopakiem. Rok wcześniej, we wrześniu 2005 roku, 22-letnia Clare Bernal, sprzedawczyni z domu towarowego Harvey Nichols została zastrzelona na oczach przerażonych klientów przez swego byłego chłopaka 30-letniejgo Michaela Pecha. Zabójca prześladował ją od sześciu miesięcy i w chwili popełnienia zbrodni oczekiwał na wyrok sądu.

Prześladowca Ann działał powoli. Przez pół roku po otrzymaniu przez nią pierwszego listu nie wydarzyło się nic nowego. Potem przyszła kolejna przesyłka, tym razem ze zdjęciem, na adres jej domu w Ayr w Szkocji. Fotografia przedstawiała mężczyznę od szyi w dół, ubranego w damskie pończochy i sadomasochistyczne gadżety. Na odwrocie wypisane były odręcznie obsceniczne komentarze.

– Byłam przerażona – opowiada Ann. – To już było takie mocne. Chociaż w swojej treści i w formie druga przesyłka była bardzo podobna do tej walentynkowej, to jednak nie mogłam udowodnić, że istnieje między nimi jakiś związek. Zwierzyłam się kilku przyjaciółkom, a one poradziły mi, abym wyrzuciła przesyłki i zapomniała o całej sprawie. Tak też zrobiłam.

Jednak dwa tygodnie później przyszło kolejne zdjęcie. Tym razem przedstawiony na nim mężczyzna był nagi. I miał erekcję.

Wtedy 49-letnia dziś Ann poszła na policję. – Powiedzieli mi, że nie mają żadnych podstaw, aby wszcząć dochodzenie – wspomina. – Wszystko, co mogłam zrobić, to siedzieć cicho i czekać na kolejne listy. To było bardzo irytujące.

Reakcja policji na doniesienia Ann nie była niczym nadzwyczajnym, twierdzi Hamish Brown, były inspektor policji, jeden z najwybitniejszych ekspertów od stalkingu na Wyspach Brytyjskich. – Rozpatrywane pojedynczo niektóre z tych zachowań – na przykład codzienne parkowanie samochodu pod domem ofiary czy ciągłe wysyłanie SMS-ów – nie są uważane nawet za wykroczenie – wyjaśnia. – Dopiero suma wielu takich działań może zostać uznana za przestępstwo.

Wobec braku jakiejkolwiek reakcji ze strony policji życie Ann zamieniło się w koszmar. Co kilka tygodni otrzymywała listy ze szczegółowymi opisami fantazji seksualnych w stylu sadomaso, a do tego zdjęcia nieznajomego mężczyzny w damskiej bieliźnie.

Potem zaczęły się telefony. – Dzwonił około godziny czwartej nad ranem, po pięć, sześć razy – opowiada Ann. – Podnosiłam słuchawkę, ale nikt się nie odzywał. To było przerażające. Nie mogłam tego pojąć. Dlaczego ten człowiek się na mnie uwziął? Czego ode mnie chciał? Z listów wynikało jasno, że prześladowca Ann wiedział już, gdzie kobieta pracuje i że obserwuje jej dom.

– Byłam przerażona. Żyłam w przeświadczeniu, że on obserwuje każdy mój ruch – wspomina Ann. – W zimie starałam się wychodzić wcześnie z pracy, żeby nie wracać do domu po zmroku i prawie nie wychodziłam wieczorami.

Stopniowo Ann czuła się coraz bardziej zastraszona i bezradna. – Nikomu nie ufałam. Nie miałam pojęcia, kim jest ten mężczyzna i co ma zamiar zrobić – wspomina. – Nie groził, co prawda, że mnie zabije, ale to, co pisał, było wyraźnie perwersyjne.

Ann tak się wstydziła, że przestała opowiadać swoim znajomym o tym, co się dzieje w jej życiu. Ale jeden człowiek ciągle wypytywał ją, jak się czuje – był to 49-letni Alex Reid, miejscowa "złota rączka". – Poznałam go w 2003 roku przez wspólnego znajomego – mówi Ann. – Znaliśmy się na tyle, że mówiliśmy sobie "dzień dobry", spotykając się przypadkiem na ulicy.

Po otrzymaniu kolejnego listu, w którym prześladowca wyznawał, że ma ochotę ją związać, zakneblować, założyć jej kaptur na głowę, a potem torturować, Ann zwierzyła się ze wszystkiego Aleksowi. – Zadzwonił do mnie, żeby zapytać, czy nie mam dla niego żadnych zleceń. Nigdy wcześniej nie opowiadałam mu o mojej sytuacji, ale tym razem byłam tak roztrzęsiona, że kiedy spytał, jak się miewam, powiedziałam mu o wszystkim.

– Był wstrząśnięty, mówił, że człowiek, który to robi, musi być chory – wspomina Ann. – Powiedział, żebym zadzwoniła do niego, jeśli znów wydarzy się coś podobnego. Zaproponował mi nawet, abym nocowała u niego w pokoju gościnnym, jeśli kiedykolwiek będę się bała zostać sama w domu. Byłam mu bardzo wdzięczna za wsparcie.

Mimo iż Ann mogła się wreszcie komuś zwierzyć, napięcie w jakim żyła zaczęło ją przerastać. – Miewałam migreny, schudłam, zaczęły mi wypadać włosy. Moja córka Emma przestała przyjeżdżać do domu, bo bała się zostawać na noc.

W czerwcu 2006 roku Ann postanowiła oderwać się od tego wszystkiego i zarezerwowała bilet na wyjazd do Portugalii. Pewnego dnia wieczorem, kiedy siadała do kolacji, dostała SMS-a. To Alex pytał, czy nie chciałaby, aby podczas jej nieobecności naprawił coś w jej mieszkaniu. Ale zakończenie było zaskakujące.

– Wiadomość kończyła się słowami: "Chciałbym założyć na głowę twoje majtki i lizać twoje pantofle…" – relacjonuje dziś Ann spokojnym tonem. Wtedy uświadomiła sobie, że to właśnie Alex ją terroryzował.

– Odpisałam mu, że nie mogę uwierzyć, iż napisał mi coś takiego. Odpowiedział, że to pomyłka, że ta wiadomość była przeznaczona dla kogoś innego. Poczułam się okropnie, byłam wściekła, że ten człowiek odebrał mi całe moje życie, moje zaufanie do ludzi, odebrał mi wszystko.

Ann poszła z tą sprawą na policję. Przeszukując dom Aleksa Reida funkcjonariusze znaleźli damską bieliznę, pantofle i wszystko to, co miał na sobie na zdjęciach, które otrzymywała Ann. Mężczyznę oskarżono o pogwałcenie prywatności, ale został zwolniony za kaucją.

Ann rzuciła pracę, sprzedała dom i przeprowadziła się do miejsca oddalonego o 160 kilometrów. W 2008 roku Alex Reid przyznał się, że zastraszał Ann od 1 września 2004 roku do 30 czerwca 2006. Został skazany na 260 godzin prac społecznych na rzecz miasta, na trzy lata dozoru sądowego, a jego nazwisko zostało na trzy lata wpisane do rejestru przestępców seksualnych.

– Moje życie zostało całkowicie zburzone. Musiałam się wyprowadzić z okolicy, w której mieszkałam przez 30 lat. Musiałam odbudować swoje życie od początku, a ten człowiek nadal żyje tak jak przedtem. I to ma być sprawiedliwość? – pyta Ann.

Dziś Ann prowadzi kampanię Action Scotland Against Stalking (Szkocja Przeciwko Stalkingowi) i działa na rzecz zmiany prawa w Szkocji. W Anglii i Walii w 1997 roku przyjęto UK’s Protection From Harassment Act (brytyjską ustawę o ochronie przed prześladowaniem). Stanowi ona, że można skazać człowieka nawet na sześć  miesięcy pozbawienia wolności za zachowanie, które może wywołać u ofiary poczucie zagrożenia. W przypadku, jeśli "ofiara miała uzasadnione powody, by obawiać się, że sprawca użyje wobec niej przemocy", można zasądzić karę do pięciu lat pozbawienia wolności.

Tymczasem w Irlandii i w Szkocji wciąż nie ma odpowiednich przepisów, które chroniłoby obywateli przed tego rodzaju prześladowaniem. W podobnych wypadkach sprawcę można skazać jedynie za zakłócanie porządku publicznego.

– Chcemy, aby tego rodzaju prześladowania zostały uznane za przestępstwo – mówi Ann. – Nie można pozwolić, by takie potwory jak Alex rujnowały ludziom życie. W mojej sprawie sędzia orzekł, że Reid nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa. Śmiem być innego zdania.

"Groził, że mnie powiesi"


40-letnia Alexis Bowater jest przewodniczącą NSS – Network for Surviving Stalking (organizacji wspierającej ofiary prześladowania). Przez trzy lata, podczas których pracowała jako prezenterka w telewizji, padła ofiarą internetowego stalkingu. Mieszka w południowym Devon z mężem i dwojgiem dzieci.

– Za każdym razem, gdy miałam przedstawiać wieczorne wiadomości w stacji ITV West Country, brałam głęboki oddech i starałam się uspokoić. Serce mi waliło i miałam spocone dłonie. Zastanawiałam się, czy ten człowiek będzie mnie tego dnia oglądał. Czy dostanę kolejny wulgarny e-mail na adres redakcji? Przez ostatnie dwa lata byłam prześladowana przez internet – otrzymywałam e-maile od nieznajomego, anonimowego nadawcy, który groził, że zrobi mi krzywdę i wysadzi w powietrze studio, w którym pracuję.

Wszystko zaczęło się w styczniu 2006 roku, kiedy po raz pierwszy byłam w ciąży, co można już było dostrzec na wizji. Do redakcji przyszedł obsceniczny e-mail, jak się potem okazało pierwszy z wielu. Szukając nadawcy policja trafiła do kawiarenki internetowej w Chichester w hrabstwie West Sussex. Ale z kawiarenki korzystały setki osób, więc trudno było zidentyfikować, który z klientów wysyłał te wiadomości.

Kiedy w sierpniu 2006 roku poszłam na urlop macierzyński, e-maile przestały przychodzić, ale potem wróciłam do pracy i kiedy w maju 2008 roku widać było na ekranie, że znów jestem w ciąży, wszystko zaczęło się od nowa. Prześladowca pisał, że zostanę zgwałcona i ma nadzieję, że moje dziecko umrze.

Za każdym razem, kiedy w skrzynce odbiorczej pojawiała się nowa wiadomość, ogarniało mnie przerażenie. Byłam na skraju załamania nerwowego i nieustannie wszystkich podejrzewałam. Jednym z najbardziej przerażających aspektów prześladowania przez internet jest anonimowość sprawcy. Nie wiedziałam nawet, czy nadawcą tych wiadomości jest mężczyzna czy kobieta, czy naprawdę wie, gdzie mieszkam, jak twierdził w e-mailach.

Policja potraktowała groźby poważnie i założyła w moim domu alarm. Funkcjonariusze zaproponowali nawet, żebym urządziła sobie azyl – specjalne, bezpieczne pomieszczenie, w którym można się zamknąć od środka. To brzmiało surrealistycznie. Mój mąż czuł się całkowicie bezradny. Chciał nas wszystkich chronić, ale nie wiedział jak.

We wrześniu 2008 roku czułam, że jestem u kresu wytrzymałości. W jednym z listów prześladowca zapowiadał, że mnie powiesi. W mojej wyobraźni pojawił się obraz Sharon Tate, zamordowanej w latach 60. w stanie zaawansowanej ciąży.

Na szczęście miesiąc później policja namierzyła prześladowcę w trakcie korzystania z komputera. 25-letni Alexander Reeve z Kornwalii został aresztowany i postawiono mu zarzuty zastraszania i rozpowszechniania fałszywych informacji. Był to zupełnie przypadkowy, obcy człowiek, który miał obsesję na moim punkcie. Podczas rozprawy w marcu 2009 roku przyznał się do winy i został skazany na cztery lata i jeden miesiąc więzienia.

Poczułam ogromną ulgę, kiedy trafił za kratki. Tego rodzaju prześladowcy mają nad swymi ofiarami władzę, a wiele z prześladowanych kobiet wstydzi się złożyć doniesienie na policji. Ja sama przekonałam się, że w takich przypadkach trzeba samemu przejąć kontrolę. Nie możesz pozwolić, aby prześladowca zrujnował ci życie.

Stalking w kilku pytaniach


Kto może być prześladowcą?


– Prześladowcą może być każdy: człowiek stary lub młody, wykształcony lub robotnik – twierdzi Jane Harvey organizacji Surviving Stalking. – Zwykle jednak do tego rodzaju zachowań prowadzi niepowodzenie w związku, prawdziwym lub urojonym. 50 proc. prześladowców to byli partnerzy, ale przestępcą może być także kolega, współpracownik, sąsiad, a nawet ktoś, kogo ofiara zna jedynie na gruncie zawodowym, na przykład lekarz lub dentysta.

Dlaczego to robią?


Jak twierdzi psycholog, pani doktor Lorraine Sheridan, mężczyźni mają większe skłonności do tego typu zachowań, a robią to z różnych powodów:

* Śledzenie byłej partnerki – prześladowca nie może się pogodzić z tym, że został odtrącony i chce ukarać swoją ofiarę. Może posunąć się do przemocy.
* Skłonności sadystyczne – prześladowca traktuje ofiarę jako zdobycz, chce zatruć jej życie, próbuje wytrącić ją z równowagi i zastraszyć.
* Obsesja i urojenia – prześladowca często nie zna dobrze swojej ofiary, ale ma na jej punkcie obsesję; wysyła jej wiadomości o treści seksualnej i wierzy, że pozostaje z nią w związku. Albo snuje romantycznie fantazje z ofiarą w roli głównej, wysyła do niej miłosne listy i krąży w jej okolicy w nadziei na przypadkowe spotkanie.

Co robić, jeśli podejrzewacie, że ktoś was prześladuje?


* Potraktujcie całą sprawę bardzo poważnie. Istnieją przepisy prawne, za pomocą których możecie się bronić przed osobą, której zachowanie kilkukrotnie wzbudziło wasz niepokój.
* Jeśli uważacie, że grozi wam niebezpieczeństwo, zgłoście się na policję.
* Zapisujcie wszystkie incydenty, uwzględniając czas i dokładny opis każdego zdarzenia, gromadźcie wszystkie listy, SMS-y i e-maile, aby przekazać je policji.
* Poinformujcie o całej sytuacji wszystkie osoby z waszego otoczenia.
* Zadbajcie o swoje osobiste bezpieczeństwo. Nie udzielajcie nikomu zbyt wiele informacji o sobie, jeśli korzystacie z serwisów społecznościowych, ograniczajcie dostęp do swojego profilu i starajcie się zwiększyć bezpieczeństwo swojego domu.
 

Lucy Lawrence, Laura Millar


Źródło: www.zdrowie.onet.pl

Ofiary przemocy
Autor: Marcel
1 2 3 4 5
Średnia ocena: 2
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów197
postów50485
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18894
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.

Wysokiej jakości bielizna męska już w sprzedaży. |