5 miesięcy po urodzeniu synka ( czyli 5 mies. temu) zauważyłam u siebie dziwne objawy: głównie mnóstwo siniaków na nogach bez powodu (siedziałam i patrzyłam jak powstają), wybroczynki na rękach oraz poranne nudności, bóle i zawroty głowy - czułam się jak na początku ciąży. Schudłam po ciąży 20 kg (z 60 do 40, przed ciążą 46)-być może wynik karmienia i intensywnej opieki nad niemowlęciem. Lekarz stwierdził lekko powiększone węzły chłonne na szyi, zlecił morfologię i badania krzepnięcia - parametry krzepnięcia w normie, morf: wbc -6,3 (pół roku wcześniej 9,8), płytki 203 (wcześniej 230), limfocyty-42% (wcześniej 13%), lekarz stwierdził, że wszystko jest w normie, a siniaki to wynik słabych naczyń krwionośnych. Po 5 miesiącach (teraz) powtórzyłam morfologię: wbc - 5,3, płytki 159, limfocyty 45 %, z objawów doszły lekkie zaburzenia równowagi (czasami przez parę sekund nie mogę iść prosto), bolesne węzły chłonne pod pachami. Siniaków zdecydowanie mniej, ale są. Lekarz twierdzi, że wyniki są słabe ze względu na infekcję wirusową, która ujawniła się 2 dni po pobraniu krwi. Infekcja ciągnie się już miesiąc. Czy ja panikuję czy to mogą być początki białaczki? Wyniki są w normie ale ulegają pogorszeniu, stąd mój niepokój. Czy powtórzyć morfologię po wyleczeniu się z infekcji? Czy tylko jednoznacznie tragiczne wyniki świadczą o chorobie czy może ona stopniowo pogarszać jakość krwi? Z góry dziękuję za odpowiedź.