Większość ludzi uważa, że najłatwiej zachorować wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni, zestresowani, niewyspani. Tymczasem w takim samym stopniu sprzyja chorobom sytuacja, gdy po intensywnym wysiłku umysłowym lub fizycznym od razu pozwolimy sobie na odpoczynek i relaks.


Zjawisko pojawiania się złego samopoczucia podczas odprężenia po silnym stresie nazwano "syndromem spowolnienia". Jaki jest mechanizm tego zjawiska? To proste: kiedy się rozluźniamy - psychicznie i fizycznie – nasz system odpornościowy także zwalnia obroty.

W czasie stresu nadnercza wydzielają hormony (kortykosterydy), które mobilizują nasze mechanizmy obronne i pobudzają system immunologiczny do produkcji ciałek walczących z chorobotwórczymi drobnoustrojami. Kiedy organizm odwołuje już stan podwyższonej gotowości, ogranicza również wysyłanie armii obrończej. W rezultacie mniej skutecznie stawia opór infekcjom, które wcześniej powstrzymywał. Wciąż jednak pozostaje wysoki poziom innych hormonów (prostaglandyn), nagromadzonych podczas stresu, które dodatkowo ograniczają sprawność systemu odpornościowego.

Właśnie wtedy pojawia się "syndrom spowolnienia". Rozluźniamy się, mamy wrażenie, że odpoczywamy. Ale z punktu widzenia systemu odpornościowego to nagłe przestawienie się oznacza przejście ze stanu podwyższonej gotowości do... załamania. Stąd do choroby tylko jeden krok. "Syndrom spowolnienia" tłumaczy, dlaczego tak wiele osób skarży się na przykład na bóle głowy pojawiające się nie podczas stresu, ale wtedy, gdy on się kończy.









Źródło: www.zdrowie.onet.pl