Zagadka choroby lokomocyjnej rozwikłana
11-05-2009 08:20
"Świat Nauki": Naukowcy od dawna zachodzili w głowę, dlaczego niektóre jednostki oraz pewne grupy ludzi (np. dzieci czy ciężarne kobiety) są bardziej podatne na chorobę lokomocyjną. Zagadkę wreszcie wyjaśniono.

Czy chorobę lokomocyjną wywołuje zła kontrola ruchów ciała?


Aby uniknąć nieprzyjemnego sprzątania, przed wejściem do komory doświadczalnej student musi odbyć czterogodzinną głodówkę. Potem staje na platformie czułej na nacisk i wpatruje się w papierową mapę Stanów Zjednoczonych. Ściany komory zaczynają się przesuwać w przód i w tył, o zaledwie 1,8 cm w każdym cyklu. Odpowiednia częstość tych ruchów sprawia, że powstaje dziwne uczucie w mózgu, skąd w tajemniczy sposób przenosi się ono do żołądka. Zanim jednak choroba lokomocyjna osiągnie apogeum, jej ofiara na ogół odwraca się, błagając o litość.

W takiej chwili poddany badaniu może uznać, że przeżyte katusze nie są warte punktów zdobytych za wejście do beczki śmiechu Thomasa Stoffregena, psychologa z University of Minnesota. Jednak każdy zwabiony student oznacza dla naukowca zdobycie kolejnych informacji, które – jak sądzi – pozwolą mu obalić dogmat o przyczynach choroby lokomocyjnej. Jeśli ma rację, jego odkrycia staną się podstawą nowych metod wczesnego rozpoznawania podatności na tę przypadłość, a twórcom gier wideo i symulatorów komputerowych pozwolą sprzedawać je także graczom o słabych żołądkach.

Przez całe ubiegłe stulecie uważano, że choroba lokomocyjna powstaje w wyniku konfliktu między naszymi zmysłami. Ucho wewnętrzne zawiera równocześnie czujniki ruchu obrotowego (kanały półkoliste) i liniowego (otolity). Kiedy uzyskana z nich informacja jest niezgodna z tą, która dociera ze wzroku i z receptorów w mięśniach, pojawiają się zawroty głowy, mdłości i wymioty. Jednak, jak przypomina Stoffregen, dzięki rozmaitym zmysłom stale odbieramy informacje z wielu kanałów – ta redundancja jest czymś naturalnym, a mózg nie porównuje sygnałów z różnych źródeł w jakiś ściśle określony sposób. A co więcej, nie da się stwierdzić, który ze sprzecznych sygnałów zostanie przez czyjś mózg zidentyfikowany jako błędny. Stoffregen zarzucił więc teorii konfliktu niefalsyfikowalność, a to w nauce najcięższe oskarżenie.

Naukowcy od dawna zachodzili w głowę, dlaczego niektóre jednostki oraz pewne grupy ludzi (np. dzieci czy ciężarne kobiety) są bardziej podatne na chorobę lokomocyjną. Co więcej, doświadczenia wykonywane od zarania ery kosmicznej, kiedy NASA postanowiła uchronić swoich astronautów przed tym problemem, pozwalają wskazać potencjalne ofiary choroby lokomocyjnej tylko z 30-procentową skutecznością. Stoffregen zauważył też zdumiewający fakt, że choć dana osoba może chorować na pokładzie łodzi, rzadko kiedy jest jej niedobrze, gdy cała zanurzy się w wodzie.

Badacz doszedł więc do przekonania, że choroba lokomocyjna wynika z długotrwałej niezdolności mózgu do precyzyjnej kontroli ruchów ciała w zmiennym środowisku. Niestabilność postawy – nieradzenie sobie z utrzymaniem równowagi – długo uważano za objaw choroby lokomocyjnej. To nie tak – twierdzi Stoffregen. Chociaż korekcja postawy zależy od danych zmysłowych, choroba lokomocyjna jest sygnałem, że szwankuje system kontroli ruchu.

Ta alternatywna teoria, opublikowana po raz pierwszy w 1991 roku, przeszła bez echa, a artykuły psychologa są cytowane zaledwie kilka razy rocznie. Jednak od tego czasu eksperci napomykają w kuluarach o Stoffregenie, a ostatnio nawet niektórzy, chociaż niechętnie, zaczęli przyznawać mu rację. „To była bardzo, bardzo odmienna koncepcja – mówi Larry Hettinger, doświadczony badacz choroby lokomocyjnej, pracujący obecnie dla amerykańskiego koncernu wojskowego Northrop Grumman. – Pamiętam, jak powszechnie myślano: »To nonsens, to jakiś idiotyzm«”.

Wzrost akceptacji dla odkryć Stoffregena jest w dużej mierze konsekwencją doświadczeń prowadzonych w ostatnich 20 latach. Badacz odkrył na przykład, że ochotnik stojący w poruszającej się komorze może znacznie ograniczyć ryzyko eskalacji objawów, zwiększając rozkrok – czego nie przewidziała teoria konfliktu zmysłów. Spośród tych, którzy rozsunęli stopy o 5 cm, zachorowało około 60%. Zwiększenie tego odstępu do 30 cm poprawiało stabilność głowy i tułowia, a także obniżało odsetek występowania choroby lokomocyjnej do około 20%.

Stoffregen twierdzi, że na podstawie monitorowania kołysania ciała jest w stanie przewidzieć wystąpienie choroby lokomocyjnej z 60-procentową dokładnością. Jeśli kołysanie byłoby tylko oznaką choroby lokomocyjnej, pojawiałoby się dopiero po odczuciu zawrotów głowy i mdłości.

Teoria ta jeszcze czeka na ostateczne potwierdzenie. Unoszące się w wodzie ludzkie ciało uzyskuje bierną stabilność, a kontrolowanie postawy nie jest mu w tej sytuacji potrzebne. Jeśli Stoffregen ma rację, to w tych warunkach choroba lokomocyjna nie może wystąpić – nawet gdyby ochotników zmusić do długotrwałego kontemplowania skaczącej pracy kamery z Blair Witch Project. Psycholog musi tylko przekonać NASA – i grupkę umiejących pływać studentów – żeby pozwolono mu skorzystać z Neutral Buoyancy Laboratory (Laboratorium Pływalności Neutralnej) w Johnson Space Center w Houston.

Jednak szansa na praktyczne zastosowanie tych badań będzie w najlepszym razie niewielka. „Myślę, że zanurzenie w wodzie byłoby absolutnie pewną metodą zapobiegania chorobie lokomocyjnej w lotach orbitalnych – mówi psycholog. – Niestety, wypełnione wodą statki kosmiczne stałyby się tak ciężkie, że ich start byłby absurdalnie kosztowny”. Cóż, zawsze pozostaje aviomarin.




Źródło: www.portalwiedzy.onet.pl
Zdjęcie: www.images.google.pl

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów198
postów50488
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18899
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.