Moje życie z migreną
21-05-2009 08:26
Migrena jest jednym z czterech najbardziej upośledzających przewlekłych schorzeń. Rachel Cooke opisuje życie z migrenami jako pełne napadów łakomstwa, ciemnych pokoi i bólu wywołującego mdłości.

Pierwszy raz, a dokładniej - pierwszy zapamiętany przeze mnie raz - zdarzyło się to w 1978 roku, gdy miałam dziewięć lat. Byłam na wakacjach w dolinie Loary z moja mamą, ojczymem i bratem. To były wakacje pod znakiem pierwszego razu: moja pierwsza podróż zagranicę; moje pierwsze ślimaki i prawdziwy jogurt; moja pierwsza gazowana woda mineralna. Wtedy miałam też swój pierwszy pełny atak migreny – i pewnie dlatego ciągle tak wyraźnie pamiętam różne szczegóły. Tego właśnie wieczora, nocowaliśmy w małym porośniętym winoroślą hotelu w mieście Blere.

Dzień spędziliśmy zwiedzając obowiązkowy na tym szlaku zamek, a potem wróciliśmy do hotelu na siestę. Ale nie byłam w stanie zasnąć. Cieszyłam się, że wkrótce wyjdziemy coś zjeść.

To się zaczęło w ostatniej pełnej oczekiwania godzinie przed obiadem: ten ból w mojej głowie. Z początku nie był taki straszny. Pulsował, ale gdy byłam ostrożna i unikałam patrzenia prosto w światło oraz trzymałam głowę pod pewnym kątem, mogłam go nawet znieść. Więc siedziałam bardzo spokojnie i czekałam, licząc, że minie do czasu, gdy mama po nas przyjdzie. Ale nie mijał. Stawał się znacznie silniejszy. Zaczęło mi się robić niedobrze. Gdy zjawiła się mama, spojrzała na mnie – teraz wiem, że musiałam być całkiem zielona – i zapytała czy wszystko w porządku. Powiedziałam: - Tylko trochę boli mnie głowa. (…)

Mama podała mi zatem rozpuszczalną aspirynę – zawsze miała ją pod ręką – a ja wypiłam ją do dna i miałam nadzieję, że zacznie działać wyjątkowo szybko. Dokładnie pamiętam jak się wtedy czułam. Miałam tylko 9 lat, ale myślałam o nadchodzących godzinach w ten sam sposób, w jaki starsza pani z reumatyzmem przypatruje się rzędowi schodów. Jak można przez nie przebrnąć bez tego potwornego bólu?

Dalsze wspomnienia są bardziej mgliste.

Myślę, że dałam radę zjeść przystawkę, nim stało się oczywiste dla mnie i całej mojej rodziny, że nie mogę zostać na kolacji. W tyle mojego prawego oka coś się działo - coś strasznego. To było tak, jakby ktoś walił we mnie pogrzebaczem, tyle, że osoba dokonująca tego opętańczego ataku znajdowała się wewnątrz mojej czaszki i stamtąd próbowała wykuć swoją drogę na zewnątrz. Wydawało się, że ból przejął nade mną kontrolę. Ledwo widziałam; ledwo mogłam mówić i ruszać się. Nie liczyło się, co kto o mnie myśli. Gdybym była w stanie, wczołgałabym się pod stół i spróbowała od razu zasnąć: wszystko, byle nie musieć odbywać przyprawiającej mnie o mdłości drogi do pokoju. Jednak moja mama wiedziała, że zanosi się na noc w objęciach muszli klozetowej. Wyprowadziła mnie więc, jak przewodnik w ciemnym tunelu, i położyła do łóżka.

Przez kilka kolejnych godzin, podczas gdy cała trójka jadła duszoną wieprzowinę, smażoną kaczkę i najlepszy na świecie camembert, ja leżałam w łóżku tak nieruchomo jak kamień, moje męki były przerywane jedynie rozpaczliwym czołganiem się do toalety, gdzie kładłam obolałą głowę na brzegu muszli i cieszyłam się chwilową ulgą, którą przynosiły gwałtowne wymioty. ”To, że nikt nie umiera na migrenę, wydaje się być wątpliwym pocieszeniem dla kogoś, kto ma silny atak choroby” – napisała Joan Didion w swoim eseju ”In Bed” (W łóżku). W wieku 9 lat nie słyszałam ani o Didion, ani nie czytałam jej tekstu. Ale już zdążyłam poznać to uczucie. - Rano poczujesz się lepiej – powiedziała mama, gdy przyszła do mnie do łóżka. To nie było pocieszające. To miało się ciągnąć tak długo?

Zatem cierpię na migreny od 9 roku życia, choć moja mama uważa, że naprawdę zaczęło się to jeszcze wcześniej, pod postacią niezwykłych i zagadkowych rozstrojów żołądka (dziecięce migreny często na początku objawiają się w ten właśnie sposób). Czuję się dziwnie opowiadając wam to, ponieważ nie chcę byście myśleli, że jestem dziwaczką i przewrażliwioną histeryczką.

Nie jestem szalona, a moje objawy nie mają charakteru psychosomatycznego. Sama Światowa Organizacja Zdrowi (WHO) uznała ostatnio migrenę za jedną z czterech najbardziej upośledzających chorób przewlekłych. Według ostrożnych szacunków na migrenę w którymś momencie swojego życia cierpi od 10 do 12 procent ludzi. Nie jestem zatem osamotniona, choć w trakcie ataku zazwyczaj tak się czuję. Do najsłynniejszych osób cierpiących na migreny należą: Vincent van Gogh, Virginia Woolf, Elvis Presley, Lewis Carroll, Juliusz Cezar, Emily Dickinson oraz Zygmunt Freud. Niezłe towarzystwo, ale wolałabym spędzać czas z Frederickiem Forsythem i (uwielbianą przez tabloidy) Jordan, gdyby to oznaczało, że nigdy nie będę już mieć bólów głowy.

Według standardów osób cierpiących na migreny jestem szczęściarą. Mam najwyżej sześć ataków w roku. Gdy Joan Didion pisała swój esej w 1968 roku, traciła 4 dni w tygodniu z powodu bólu głowy. Dziesięć procent chorych cierpi na nie co tydzień, a 14 procent przez ponad 15 dni w miesiącu. Gdy nachodzą, są nie do wytrzymania. Migrena nie jest tylko kolejnym napięciowym bólem głowy; ona zupełnie wyłącza cię z życia. Gdy dopada mnie nieprzygotowaną w miejscu publicznym, to również ogromnie upokarza, ale z powodu bezlitosnego bólu czujesz to dopiero po pewnym czasie; w trakcie ataku nie jesteś w stanie martwić się tym, czy ktoś wziął cię za pijaną.

Najgorszy atak jaki kiedykolwiek przeżyłam – zarówno pod względem bólu jak i upokorzenia – miał miejsce 4 lata temu. Próbowałam wyjechać z Izraela, gdzie pracowałam. Przeszłam rewizję osobistą i bardzo późno dotarłam na pokład. Wiele rzeczy wywołuje migrenę, niemal zawsze w kombinacji, a ten nieszczęśliwy wypadek był jak nawałnica dla mojej biednej głowy: brak snu z powodu wczesnego wylotu; brak śniadania lub czegokolwiek do jedzenia, co spowodowało gwałtowny spadek poziomu cukru we krwi; stres w czasie kontroli; klimatyzacja na lotnisku.

Próbowałam wytłumaczyć dziewczynie, która mnie przeszukiwała, że muszę coś zjeść i wypić - cokolwiek – w pilnym trybie. Ale nie było żartów. Zanim dotarłam na pokład samolotu byłam w stanie agonalnym. A nim samolot wzbił się w powietrze, wymiotowałam niepohamowanie na swoje siedzenie - okropność. Mężczyzna obok mnie wyglądał na przerażonego, ale nie przeszkodziło mu to zapytać mnie, czy wszystko w porządku. Dotarłam do Londynu, chwiejąc się i lepiąc, jakoś przebrnęłam przez kontrolę paszportową, a później leżałam na ławce w hali odbioru bagażów, zapewne wyglądając dla wszystkich naokoło jak narkomanka. Moje włosy były zmierzwione. Cuchnęłam.

Ledwo mogłam sklecić logiczne zdanie. I wtedy, nagle, zobaczyłam światło. Migrena minęła. Weszłam do sklepu, gdzie kupiłam puszkę coli i jakieś pastylki owocowe – w przypływie radości po migrenie pragnęłam cukru tak, że trudno uwierzyć – następnie skierowałam się do domu. Byłam tak słaba jak trzcina na wietrze, ale czułam się lepiej.

Ogólnie, przyjmuje się, że zanim ból migrenowy w pełni się rozwinie, atak trwa już od pewnego czasu, prawdopodobnie nawet od 24 godzin. W tym okresie, przed nadejściem kryzysu, większość pacjentów ma objawy ostrzegawcze. Najbardziej znanym z nich jest ”aura”: zespół objawów wizualnych, do których zalicza się ograniczenie pola widzenia, trudności z ostrością wzroku lub mroczki przed oczami. Bardzo rzadko miałam prawdziwą aurę. Do innych objawów zapowiadających migrenę należą zmiany nastroju (czujesz się świetnie, a częściej – źle); ospałość i niezdarność ruchowa; problemy jelitowe jak zaparcia; chęć na niektóre, najczęściej słodkie produkty (to dlatego wiele osób błędnie uważa, że ich ataki migreny są wywoływane przez czekoladę). Moim najważniejszym objawem jest niekontrolowane ziewanie; na kilka godzin przed bólem migrenowym ziewam co 10 sekund. Na lotnisku Ben Gurion w Tel Awiwie ziewałam niemal co 5 sekund. Do niedawna sądziłam, że to cecha unikalna dla mnie. Wydawało się to takie... groteskowe. I wtedy poszłam na wywiad z Siri Hustvedt, powieściopisarką, która cierpi na migreny. Rozmawiałyśmy o naszych bólach głowy. - Czy masz ten problem z ziewaniem? - zapytała. Doznałam olśnienia. - Tak. Boże. Naprawdę je mam. - Śmiała się. - Ja też - powiedziała. - Czy to nie szaleństwo?

Większość lekarzy jest zgodna, że w rozwoju migren udział bierze jakiś czynnik genetyczny. Czy to oznacza, że istnieje też coś takiego jak osobowość migrenowa? W roku 1963 lekarz o nazwisku H.G. Wolff opisał osoby cierpiące na migreny jako ambitne, odnoszące sukcesy, będące perfekcjonistami, surowe, uporządkowane, rozważne, mające zahamowania emocjonalne oraz silnie zmotywowane. (..) Ale neurolog Oliver Sacks, autor klasycznego tekstu na temat migreny, nie zgadza się z tym: - Pacjenci z poważną typową migreną wydają się mieć tak różne emocjonalne odchylenia i problemy, że wątpię by można ich było zaklasyfikować do jednej kategorii.

Ja myślę, że byłoby miło umieścić siebie pośród tej specjalnej grupy ludzi sukcesu (i z pewnością prawdą jest, że jestem perfekcjonistką). Ale wolałabym raczej nie wiązać bólu z cechami osobowości. Wydaje mi się to zbyt XIX-wieczne, zbyt typowe dla kobiety z epoki wiktoriańskiej (dwie trzecie przypadków migren dotyczy kobiet). Hustvedt powiedziała mi, że po wieloletniej walce z migrenami, zdecydowała się zaakceptować je jako część siebie. Być może w jakiś sposób było jej to potrzebne; być może w ten sposób jej organizm musiał ją powstrzymać. I niektórzy lekarze do pewnego stopnia zgadzają się z tą opinią. - Zawsze zakładamy, że ponieważ migreny są tak nieprzyjemne, muszą nam w jakiś sposób szkodzić – mówi dr Anne MacGregor, dyrektor ds. badań w Klinice Bólów Migrenowych Miasta Londynu (City of London Migraine Clinic). - Ale równie dobrze można dowodzić, że chroni ona mózg przed zbyt dużą stymulacją, jak coś na kształt czynnika przerywającego obwód.

Ale to mnie nie przekonuje. Potrzebuję tego tak samo, jak dziury w głowie. A podczas ataków migreny przeważnie czuję się dokładnie tak, jakbym ją miała.


 życia, który można porównać do wielkiego śmietnika. A przynajmniej jest taki dla osób cierpiących na migreny – i być może dlatego częstość występowania migren zdaje się wzrastać. Migrena nienawidzi rutyny, a tej niezupełnie sprzyja nowoczesny styl życia. Osoby z migrenami muszą jeść regularnie, regularnie ćwiczyć i spać tyle samo godzin każdej nocy, budzić się o tej samej porze każdego dnia (wylegiwanie się może być również szkodliwe, stąd bierze się zjawisko migren weekendowych, kiedy to pacjenci mają ataki właśnie w soboty). Migotanie ekranów komputerowych, podobnie jak  energooszczędnych kompaktowych żarówek fluorescencyjnych, również może pogorszyć sprawę.

W starożytnej Grecji Galen przypisywał migreny przemieszczaniem się płynów ustrojowych z wątroby do głowy. Określił to schorzenie hemikranią (połowicznym bólem głowy), czyli bolesną dolegliwością, która dotyczy połowy głowy. Słowo to w końcu przekształciło się w ”megrim”, a ostatecznie w ”migrenę”. I choć od tego czasu upłynęło ponad 1800 lat przyczyn migren ciągle nie są dokładnie poznane. Jak napisał ostatnio magazyn ”Scientific American”, obecnie uważa się, że migreny są wynikiem schorzenia układu nerwowego – i to najstarszej jego części – pnia mózgu. Mózgi osób z migreną są nadwrażliwe (to może być  uwarunkowany genetycznie), co oznacza, że są znacznie bardziej czułe na bodźce niż mózgi osób bez skłonności do migren. W czasie ataku bólu dopływ krwi do mózgu rośnie o około 300 procent. To powoduje falę depolaryzacji w korze mózgu, tj. falę intensywnej aktywności komórek nerwowych, która rozszerza się na duże obszary. To może wywoływać zarówno aurę, jak i ból. Podstawy naukowe tego zjawiska są jednak bardzo złożone i ciągle budzą kontrowersje. Mimo to, naukowcy testują obecnie leki, które hamują falę depolaryzacji w korze mózgu, co ostatecznie może doprowadzić do znacznego przełomu. 

(...) - Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek doszli do momentu, w którym będziemy mogli powiedzieć pacjentowi: już nigdy nie będziesz mieć migreny - mówi MacGregor. - Spodziewamy się raczej kontroli nad migreną niż wyleczenia z niej. (...)Oczywiście wiedza na temat czynników, które wywołują u ciebie migrenę oraz unikanie ich bardzo pomaga – choć biorąc pod uwagę, że może to być prawie wszystko – od picia wina, przez zapach pewnych perfum, aż po miesiączkę, nie zawsze jest to tak proste, jakby się mogło wydawać.

Ja jestem już ekspertem w samoleczeniu. Gdy wezmę gorący prysznic – tak gorący jak tylko mogę znieść - na początku ataku, czasem udaje mi się go pozbyć. Czy próbowałam bardziej niedorzecznych metod? Ha. Nie zdziwi was zapewne, że nie jestem przekonana do takich rzeczy jak akupunktura: chcę leków i to natychmiast! Ale nabyłam kilka urządzeń na bóle głowy, które można znaleźć na rynku. Bez skutku. (…)

W każdym razie, teraz postrzegam się jako kogoś odmiennego. Chora na migrenę. Wątła kobieta. Oto ja. Ale poza tym zawsze czułam, że moje migreny i wrażliwość mego mózgu, którą odzwierciedlają, uczyniły mnie jeśli nie bardziej wyjątkową, to z pewnością silniejszą. W trakcie ataku mówię sobie: możesz przez to przejść. I oczywiście, zawsze daję radę. A godziny po ataku same w sobie są nagrodą: gwałtowne szczęście, które przychodzi wraz z lepszym samopoczuciem; to, że świat postrzegany oczami rekonwalescenta jest nieskazitelny, piękny i pełen obietnic; to, że nagle jestem tak bardzo wydajna; to, że nagle wszystko ma taki dobry smak – jedzenie i picie i, będę szczera, galaretki owocowe. Niecierpliwie oczekuję na kolejną generację leków; skłamałabym, gdybym zaprzeczyła. Ale w międzyczasie prawdopodobnie jakoś sobie poradzę – nawet z ekologicznymi kompaktowymi żarówkami.






Źródło: The Guardian
Zdjęcie: www.images.google.pl

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów198
postów50488
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18899
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.