|
Aktualności
Religia staniała
06-07-2009 08:08
W niedawnym numerze "Marie Claire" ukazał się artykuł o religii jako tańszej formie psychoterapii – wiara i religia ma pomagać nowoczesnym dziewczynom sukcesu w „najtrudniejszych życiowych zmaganiach”. Autor felietonu odpowiada w dość ironicznym tonie..
Droga Jillian, Wybacz, że zwracam się do Ciebie po imieniu, ale chcę odpowiedzieć na Twój niedawny e-mail, rozpoczynający się od słów „Cześć Peter”.Zdziwił mnie nie tyle nieformalny ton twojej wiadomości – wszyscy wiedzą, że ludzie od PR-u i dziennikarze automatycznie są ze sobą na „ty” – ale to, że napisałaś w imieniu czasopisma „Marie Claire”. Moda nigdy nie była przecież głównym tematem moich felietonów. „Dzisiejsza trudna sytuacja gospodarcza – raczyłaś łaskawie wyjaśnić – mocno wpływa nie tylko na stan naszych kont bankowych, ale także na nasze nastawienie do życia i psychiczne samopoczucie”. To spostrzeżenie, musisz przyznać, na pewno nie umknęło milionom Amerykanów, nawet gdyby liczyć tylko tych, którzy wciąż mają konta bankowe. Mimo to ogłosiłaś, że ta właśnie myśl zainspirowała artykuł w „Marie Claire”, składający się z opowieści „pięciu nowoczesnych dziewczyn sukcesu” o tym, „jak wiara i religia pomogły im w najtrudniejszych życiowych zmaganiach”. Artykuł zatytułowany jest „Tańsza od terapii”. Koncepcja terapeutycznego działania wiary, jak pewnie wiesz, wcale nie jest nowa. Już pięćdziesiąt lat temu pastor Norman Vincent Peale nauczał o sile pozytywnego myślenia, a arcybiskup Fulton J. Sheen twierdził, że katolicki konfesjonał jest skuteczniejszy niż kozetka psychoanalityka. Idea leczenia, zarówno cielesnego, jak i duchowego, odgrywa ważną rolę w wielu tradycjach religijnych. Mogłaś chyba przewidzieć krytyczne uwagi, że promowanie religii jako terapii z przeceny jest czymś w rodzaju pomylenia kategorii, niczym opublikowanie artykułu o głosowaniu pod tytułem „Bardziej zajmujące niż sudoku”, wychwalanie romansu jako „Bardziej soczystego niż paluszki rybne” czy opisywanie radości z gotowania, które jest „Szybsze od ogrodnictwa”. Do tego dochodzi jeszcze słowo „tani”. Próżno go szukać na pozostałych stronach Twojego magazynu. Mniejsza nawet o to, jakie propozycje sąsiadują z artykułem o wpływie ciężkiej sytuacji gospodarczej na nasze poczucie nadziei – spódnica za 4100 dolarów, sukienka za 4995, kopertówka za 1250, zabieg kosmetyczny na bazie diamentowego pyłu w jednym spa za 315, lub masaż od stóp do głów i złuszczanie naskórka zgodne z feng shui w innym przybytku za 250 dolarów. „Marie Claire” przecież pokazuje także rzeczy, które nazywa „super okazjami” za „prawie darmo”, choć nic nie jest „tańsze”, rzecz jasna za wyjątkiem wiary. Ale lepiej miej się na baczności. Jakiś zrzęda może przypomnieć ci o najsłynniejszym użyciu tego słowa w kontekście religijnym we współczesnej epoce. Chodzi o pierwsze zdanie „Ceny apostolstwa” protestanckiego teologa Dietricha Bonhoeffera, którego stracono za udział w spisku przeciw Hitlerowi. „Tania łaska to śmiertelny wróg naszego Kościoła – pisał Bonhoeffer. – Walczymy dziś o łaskę kosztowną”. Pewnie Twoje „nowoczesne dziewczyny sukcesu” są za młode, by wiedzieć, kim był Bonhoeffer; w innym wypadku mogłyby się zestresować, że traktują wiarę i religię jako ciastko na poprawę nastroju czy dodatek do ubioru. Powiedz im, żeby się nie martwiły. Bonhoeffer był takim typem faceta, który nie odróżniłby Manolo Blahnika od Very Wang. Zagadką pozostaje jednak, co wiara tych pań ma wspólnego z „dzisiejszą ciężką sytuacją gospodarczą” i jak „pomogła im w najtrudniejszych zmaganiach”. Jedna z nich, Żydówka, najbardziej wydaje się martwić problemami na randkach, jakie miewa z powodu hebrajskiego imienia – musi więc od razu zapewniać chłopaków, że „może jeść wieprzowinę”. Co gorsza, czasami jej imię wywołuje dyskusje o polityce Izraela, na przykład sprzeczkę podczas pewnego przyjęcia z pizzą, która „zepsuła nastrój na cały wieczór”. Być może „Marie Claire” powinna przemyśleć definicję „najtrudniejszych zmagań”. Walka muzułmanki sprowadza się do znajdowania odosobnionych miejsc – takich jak przebieralnia w Gap, kąt w biurze, a nawet pokój do karmienia na 14 piętrze budynku jej firmy – gdzie może paść na podłogę i zmówić popołudniową modlitwę. Praktyka ta pozwala jej odnaleźć równowagę między świeckimi troskami – „rachunkami, terminami, przegapieniem ostatniego odcinka „Zagubionych” – a poczuciem celu i tradycją. Daje też „upragnioną chwilę wytchnienia”. To wszystko ma sens, ale kiedy pisze ona, że „może to się wydawać męką”, wiemy, że chodzi o szczególne, Marie-Claire’owskie znaczenie tego słowa. Jest wreszcie katoliczka, a ściślej „katoliczka po przejściach”, jak to modnie ujął modowy magazyn. Wydaje się, że dla niej z kolei najtrudniejsza była walka z poczuciem winy z powodu seksu, jaki uprawiała podczas semestru spędzonego za granicą, a potem, parę lat później, kłopoty z psującymi się relacjami w dopiero co zawartym małżeństwie. Jako że jej młodzieńcze poczucie winy było oczywiście sprawką papieża, sprzedaje nam kilka wyświechtanych antykatolickich sloganów: Jan Paweł II „owijający swe nieomylne ciało w kaszmirowy kocyk” i „kładący głowę na poduszce ze złoconymi brzegami”, a wszystko kosztem ciężko pracujących parafian na całym świecie, „którzy oddawali znaczną część swoich tygodniowych zarobków, by JP2 mógł utrzymać styl życia, do jakiego przywykł”. Terapia z przeceny rozpoczęła się, kiedy nieszczęśliwa, świeżo upieczona mężatka trafiła przypadkiem na mszę i usłyszała, wyobraźcie to sobie, księdza, który brzmiał jak człowiek. Z tej wdzięczności zrodziła się w niej „nowa potrzeba praktyk religijnych”, która jednak nie powstrzymuje jej przed obowiązkowymi szyderstwami z pedofilii w Kościele. Tym, co łączy te historie, droga Jillian, nie są zmagania z trudną sytuacją. Jest to coś dużo bardziej typowego dla magazynu o modzie: historia świadomego wyboru każdej z kobiet tego, jak odrzuca jeden religijny światopogląd na rzecz drugiego, przy czym daje jasno do zrozumienia, że nawet jeżeli utrzymuje tradycyjne więzi, nie mają one prawa przeszkodzić w byciu „nowoczesną dziewczyną sukcesu”. W porządku, nikt nie oczekuje, że „Marie Claire” będzie drukować świętego Augustyna. Jedna z młodych kobiet wspomina nawet o nim, choć nie o jego „Wyznaniach”, ani o słowach „stworzyłeś nas dla siebie, i niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”. To akurat nie jest żaden wybór, ale powolne, niełatwe uświadomienie sobie, że jest się wybranym – a świadomość taka nakazuje zmienić swoje życie. Przepraszam, że uderzam w tak poważne tony, Jillian. Ale wielkie dzięki za Twój materiał prasowy. Był to świetny artykuł z cyklu „Jak mężusie z klasy średniej idą do więzienia”. Z poważaniem. Źródło: www.zdrowie.onet.pl |
STATYSTYKI
zdjęć | 7598 |
filmów | 425 |
blogów | 198 |
postów | 50488 |
komentarzy | 4204 |
chorób | 514 |
ogłoszeń | 24 |
jest nas | 18899 |
nowych dzisiaj | 0 |
w tym miesiącu | 0 |
zalogowani | 0 |
online (ostatnie 24h) | 0 |
Zobacz inne nasze serwisy:
Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.