Depresja postępuje małymi krokami

Umysł człowieka jest jak komputer. Ma to swoje wady i zalety. Czasem ten swego rodzaju system ulega uszkodzeniu i traci stabilność.


Przez całą dorosłość pracowała na ciężki kryzys osobowości. Ale żeby zobaczyć i zrozumieć swoje wady, Katarzyna musiała przeżyć głęboką depresję. Dziś uważa, że to ona ją uratowała.
 
Dzień nie był ponury. Wszystko wskazywało na to, że Katarzynę Lipowską czeka fantastyczne popołudnie w gronie kolegów. Cieszyła się z nadchodzących wakacji. Po raz pierwszy od kilkunastu lat miała pojechać na urlop. Uśmiechała się na myśl o małym bankiecie na zakończenie roku szkolnego. Patrzyła na kwiaty, które tak lubiła. Zwyczajowo niosła je do domu. Wkładała do licznych wazonów, by następnego dnia zanieść je na cmentarz Powązkowski jako hołd dla powstańców warszawskich. Tego dnia jednak po raz pierwszy poczuła nieznany jej dotąd potworny lęk. - Trwał kilka, może kilkanaście sekund – opowiada nauczycielka. – Nie czułam go w głowie, ale gdzieś w nadbrzuszu. Do dziś nie potrafię go opisać. Ale mam na to swoją niemedyczną nazwę – lęk lęków.

Powolna utrata smaku


Miała nieco ponad 50 lat i czuła się spełniona życiowo. Była wręcz dumna z tego, czego dokonała. Wychowała sama dwie córki. Jej mąż zmarł, kiedy dziewczynki miały 10 i 12 lat. Nie rozmyślała jednak wiele nad śmiercią od lat chorującego męża. Bo choć był człowiekiem dobrym, to mało zaradnym. Pozostawił długi, które przez lata musiała spłacać. Robiła wszystko, byle tylko dziewczynki nie odczuły grożącego im ubóstwa. - Lekarz powiedział mi później, że nie odreagowałam śmierci męża – opowiada. - Rzeczywiście, myślę, że tę jego śmierć trochę zapracowywałam. Brałam nadgodziny w szkole. Po pracy "korki". Wakacje wprawdzie spędzałam z córkami, jednak jako wychowawczyni na koloniach.

Teraz już nie musiała tego robić. Starsza córka kończyła studia, młodsza studiowała wymarzoną archeologię. Tego roku Katarzyna wakacje spędziła po raz pierwszy nie w towarzystwie córek, ale ze znajomymi na żaglówce, a potem u przyjaciół we Francji. Jednak do szkoły nie wracała, jak co roku, z radością. Najpierw skarżyła się córkom, że zmęczyła ją eskapada po paryskich muzeach. Później, że ta jesień jest taka "nasiąknięta". I mimo że mijał już październik, bardzo trudno było jej wejść w radość codziennych zajęć. Hałas przerwy szkolnej przenosił się w domową ciszę. Poranne wstawanie, które zawsze związane było z układaniem planu dnia, teraz stało się nużącą koniecznością. Śniadania przygotowywane przez córki przestały jej smakować. Na początku listopada po raz pierwszy od kilkunastu lat poszła do lekarza. Stwierdził, że to normalne zjawisko, związane z przekwitaniem. Na kilka dni ją to uspokoiło. Ale lęki nie minęły. Ciągle domagały się ofiary. - Któregoś dnia, podczas banalnej sprzeczki trzecioklasistów, przeraziłam się, że jeden drugiego zabije. Podbiegłam i gwałtownie ich rozdzieliłam. Widziałam ich zaskoczenie. Sama też się zdziwiłam swoją reakcją – wspomina nauczycielka.

Po tym dniu pojawiła się pierwsza bezsenna noc. Po raz pierwszy też zaczęła się bać, że wyrzucą ją ze szkoły. Potem spała już tylko co drugą noc. Nie chciała jednak przyznać się córkom, że ich "ojcomama" może "wymiękać". Kobieta o zdecydowanych poglądach, ta nieznosząca sprzeciwu kapitan na statku i wszechstronna encyklopedia – nie mogła nie stawić czoła nieznanemu.

Bo one mnie irytują


Córki zauważyły jednak, że matka nie jest w najlepszej kondycji i wymusiły na niej zrobienie ogólnych badań lekarskich. Nie wykazały nic niepokojącego. Za to pojawiły się kolejne lęki, najpierw bezprzedmiotowe. - Czasem trwały tylko kwadrans, a miałam wrażenie, że dobę. Lecz zdarzało się, że trzymały mnie godzinę albo dłużej. Skończył się listopad. Od lat w tym czasie zawsze wchodziłyśmy w bożonarodzeniowy nastrój – opowiada. – Mówiło się w domu o tym, jak ubierzemy choinkę, co przygotujemy, kogo zaprosimy. Tym razem nie inicjowałam tych rozmów, a kiedy córki je zaczynały, miałam do nich o coś pretensje. Zresztą ich obecność z każdym dniem stawała się dla mnie coraz bardziej irytująca. Nie zastanawiałam się dlaczego. Ale już wtedy myślałam bardziej lękiem niż racjonalnie.

Stopniowo irytacja zaczęła przeradzać się w poczucie zagrożenia. Pojawiały się obsesje – że córki chcą ją zagłodzić, że chcą ją wyrzucić z mieszkania. Zaczęła je oszukiwać. Chowała przed nimi jedzenie. Zapewniała, że już nie bierze środków nasennych, że czuje się coraz lepiej. - Nie podejrzewałam, że to może być depresja, choć o niej słyszałam. Zawzięłam się i radziłam sobie w szkole. Gdy przychodziłam z pracy, szłam spać na dwie godziny i wmawiałam sobie, że przyczyną tego, co się ze mną dzieje, są kłopoty domowe, że to wszystko dlatego, że córki już mnie kompletnie nie rozumieją. A kiedy chciały pójść ze mną do psychiatry, byłam pewna, że to sposób na wyrzucenie mnie z mieszkania – mówi.

Święta Bożego Narodzenia córki przygotowały same. Podczas Wigilii Katarzynie wydało się, że nie było tylu gości co zazwyczaj. Po raz pierwszy zrobiła dzieciom awanturę, że ją izolują. Jednak drugiego dnia świąt poczuła się w doskonalej formie, jak dawniej. Przy śniadaniu opowiadała o planach na ferie zimowe. Po obiedzie poszła do koleżanki, ale dziś wie, że był to jedynie pretekst, aby oszukać córki. Jej prawdziwym celem były dyżurne apteki, w których "skupowała" środki nasenne.

- Kompletnie nie myślałam o samobójstwie, tylko o żalu, jaki mam do córek. Że tyle włożyłam w ich wychowanie, a teraz tak mi się odwdzięczają – wspomina Katarzyna Lipowska. – Jednak gdy wróciłam do domu, tabletki przemyślnie pochowałam w różnych miejscach pokoju. Jak pijak alkohol.

Tego wieczoru zasnęła bez problemu. Pamięta, że po raz pierwszy nie miała koszmarnych snów, śniła kolorowe i pełne kwiatów łąki, przestrzenie lasów dotąd niewidzianych. Pamięta, że obudziła się w nocy z uczuciem wszechogarniającego bezsensu. Nie zapalając światła, bez trudu trafiła do ukrytych proszków. Wybierała je powoli, każdy popijając odrobiną wody. Dziś nie potrafi powiedzieć, jak długo to trwało. Z tamtej nocy pamięta również wschodzące słońce i świadomość, że nikt jej tu nie chce.

Powrót z przeszłości


Kiedy się obudziła, także świeciło słońce, ale nie poznawała sprzętów w swoim pokoju. Gdy uświadomiła sobie, że jest to sala szpitalna, usiłowała się podnieść. Nie mogła. Krępowały ją pasy, jakieś plastikowe rurki. - Przeraziło mnie to. Nigdy nie lubiłam szpitali, a tu dowiedziałam się, że znalazłam się w szpitalu psychiatrycznym. Było to dla mnie uwłaczające – opowiada z niechęcią. – Nagle zostałam podporządkowana określonym regułom. Ilekroć jeździłam w delegacje z pracy, zawsze zamawiałam pojedynczy pokój, dopłacałam, byle nie mieszkać z kimś innym. A tu nagle leżałam z kilkoma kobietami. Samo znalezienie się w szpitalu zaczęło… doprowadzać mnie do równowagi. Tak normalnie, zdrowo, wstydziłam się, kiedy lekarze mówili mi, że próbowałam popełnić samobójstwo. W sposób niezwykły pomagały mi córki. Odwiedzały mnie każdego dnia i już po pierwszym "odtumanieniu" po lekach prowadziłyśmy poważne rozmowy.

Okazało się, jak wiele fałszu było w naszym życiu. Mówiły, że od kilku lat nie odpowiadała im moja autorytarna "sierżancka" osobowość. Nie chciały się temu przeciwstawiać, bo w końcu codziennie powtarzałam im, jak się dla nich poświęcam. Spotkałam też wspaniałego lekarza. Rozmowy z nim pokazywały mi, jak niemal od dzieciństwa gromadziło się we mnie wiele sprzecznych ze sobą i zakłamanych spraw, nigdy w rodzinie nierozwiązanych, bo nie było na to czasu. Również to, jak mordercza była moja dominacja nad chorym mężem. Z pewnością dla mnie, a może i dla niego… Zaczęłam dostrzegać, że to wszystko prowadziło do choroby mojej duszy. Zobaczyłam, jak doszło do tego, że w istocie byłam dla otoczenia dynamiczną i uśmiechniętą terrorystką. W szczególności dla swoich dzieci. Jak manipulowałam wszystkimi, jak sobie ich podporządkowywałam. Uśmiechem, racjonalnymi argumentami i różnymi zabiegami emocjonalnymi. Śmierć męża pokazała mi jednak, że nie wszystko może być tak, jak chciałam. Następnym etapem w moim kryzysie było dorastanie córek. Przeraziło mnie, że one w końcu ode mnie odejdą. Bo przecież, mimo wszystko, uczyłam je samodzielności. A jak odejdą, zostanę sama. Nie będę miała komu rozkazywać, kim manipulować. Może się to wydać paradoksalne, ale dziś cieszę się z tej depresji. Pokazała mi, kim byłam, a kim nie chcę być (...) Dzisiaj myślę i mówię to ludziom, że nie należy się bać depresji. Ona jest tylko jakimś etapem na drodze życia. I jeżeli to zrozumiemy, stanie się naszym bogactwem, z którym możemy się dzielić z innymi. Że depresja to jakby poplątane przewody w naszej duszy, które od czasu do czasu mogą powodować spięcia. I jeśli to zrozumiemy, to możemy potem pomagać innym.

Katarzyna Lipowska po nieudanej próbie samobójczej trzy tygodnie spędziła w szpitalu. Po rocznym urlopie zdrowotnym wróciła do szkoły. Nadal pracuje na tym samym stanowisku i nie myśli o emeryturze. Przez dwa lata brała leki i korzystała z Poradni Zdrowia Psychicznego w Warszawie. Od trzech lat uczestniczy w mityngach Anonimowych Depresantów w jednym z pięciu warszawskich kościołów, które prowadzą takie spotkania. Od roku raz w tygodniu, a czasem dwa razy, chodzi na spacery z maleńką wnuczką.

Imię i nazwisko bohaterki zostały zmienione.

Mateusz Wyrwich





Źródło: www.zdrowie.onet.pl

Depresja post...
Autor: Marcel
1 2 3 4 5
Średnia ocena: 1
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów197
postów50485
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18894
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.

Wysokiej jakości bielizna męska już w sprzedaży. |