Jak jeść i nie przytyć

Czy zawsze więcej jedzenia oznacza przytycie? Zazwyczaj ale są pewne sposoby aby temu zapobiec.


Święta to bezmiar przyjemności i zagrożeń. Ci dbający o dietę muszą się mieć na baczności i pomyśleć o porannym wysiłku.

Podczas świąt nawet najwytrwalsi, najbardziej wysportowani i zdyscyplinowani pewnie ulegną konsumpcyjnym pokusom oraz pochłoną dawkę tłuszczu i kalorii (zawartych w świątecznych przysmakach), na jaką nie pozwoliliby sobie kiedy indziej. Konsekwencje takich zachowań dla zdrowia mogą pojawić się szybciej niż sądzimy – i nie muszą być budujące. Najnowsze badania australijskich dietetyków dowodzą, że wystarczą trzy dni wysokokalorycznych posiłków, skokowo podnoszących we krwi poziom cukru i "odporność insulinową", by znacząco zwiększyć ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. A obwód w pasie? Jego pomiar z pewnością wywoła wyrzuty sumienia i mało realistyczne postanowienia noworoczne.

Można jednak tego uniknąć niewielkim kosztem – tak przynajmniej twierdzą autorzy szkicu, zamieszczonego na łamach "The Journal of Psychology". Wystarczy przebiec kilometr lub dwa lub pojeździć na rowerze jeszcze przed śniadaniem. Jak się okazuje, ćwiczenia fizyczne podejmowane przed śniadaniem są w stanie znacząco zredukować negatywne konsekwencje świątecznych bachanaliów.

Badacze zaprosili do badań 28 zdrowych, młodych Belgów, których zaczęli tuczyć ponad wszelką przyzwoitość, podając im o 50 proc. więcej tłuszczów i aż o 30 proc. więcej kalorii niż ci zwykli byli spożywać jako dzienną dawkę. Część badanych zgodziła się zarzucić wszelkie ćwiczenia fizyczne na czas eksperymentu, pozostali podzieleni zostali na dwie grupy, poddane równie rygorystycznym wymogom. Mężczyźni zobowiązani byli cztery razy w tygodniu podejmować rano wyczerpujące ćwiczenia, na które składała się m.in. jazda na rowerze i jogging, praktykowane z dużą intensywnością: dwie "sesje" trwały 90 minut, dwie pozostałe – godzinę. Trenerzy obserwowali pracę obu grup, można więc przyjąć, że wysiłek wkładany w ćwiczenia był identyczny.

Różnica występowała dopiero w szczegółowym planie poranka. Pierwsza grupa raczyła się sutym, "angielskim", bogatym w węglowodany śniadaniem jeszcze przed rozpoczęciem ćwiczeń; w trakcie zajęć również nie odmawiała sobie niewielkich dawek węglowodanów w postaci dosładzanych napojów lub "batoników energetyzujących". Druga grupa przed rozpoczęciem ćwiczeń nie jadła śniadania, w ich trakcie zaś piła tylko wodę. Miała okazję nadrobić straty dopiero późniejszym przedpołudniem, po zakończeniu ćwiczeń; wówczas podawano im te same rarytasy, co pierwszej grupie.

Eksperyment trwał półtora miesiąca. Grupa próżniaków pod koniec tego czasu roztyła się, zgodnie z przewidywaniami; jej członkom przybyło przeciętnie blisko 3 kilogramy. W ich organizmach odnotowano również tak niepożądaną "odporność insulinową"; innymi słowy, ich komórki mięśniowe nie reagowały już odpowiednio na insulinę, nie przyswajały glukozy pojawiającej się po posiłku w krwiobiegu. Natomiast zaczęły się w nich pojawiać, podobnie jak w przestrzeniach międzykomórkowych, pokłady tłuszczu. Zarówno "odporność insulinowa", jak "marmurkowate", przerośnięte tłuszczem mięśnie stanowią bardzo niepokojący objaw, świadczący o zachwianiu równowagi metabolicznej i zwiększonej podatności na cukrzycę.

Mężczyźni z grupy, która zjadała śniadania przed rozpoczęciem ćwiczeń, również przybrali na wadze – przeciętnie o połowę mniej niż grupa kontrolna. Można było jednak u nich zauważyć wzrost "odporności insulinowej", a między komórkami mięśniowymi pojawiły się drobiny tłuszczu.
Eksperyment "przetrwała" bez strat własnych jedynie trzecia grupa, która podejmowała ćwiczenia przed śniadaniem; jej członkowie niemal nie zyskali na wadze, nie odnotowano też u nich pojawienia się odporności insulinowej. Znacznie skuteczniej spalali też spożywany tłuszcz. "Z naszych danych – piszą autorzy – wynika, że ćwiczenia dokonywane w stanie (względnego) wygłodzenia, tj. porannego postu są znacznie skuteczniejsze niż ćwiczenia podejmowane po zjedzeniu posiłku obfitego w węglowodany".

Nie do końca wiadomo, w jaki sposób ćwiczenia na czczo pozwalają uporać się ze zgubnymi skutkami świątecznego obżarstwa, fakty jednak mówią same za siebie – autorzy badań zaś stawiają przy tej okazji kilka intrygujących hipotez. Po pierwsze, wygląda na to (do podobnych wniosków doszło ostatnio kilku badaczy z innych ośrodków), że ćwiczenie na czczo (co przy prowadzeniu normalnego trybu życia możliwe jest jedynie przed śniadaniem) niejako zmusza spragniony "paliwa" organizm do spalania większego niż zwykle odsetka tłuszczów w miejsce brakujących węglowodanów. Skoro tłuszcz jest spalany – nie odkłada się w mięśniach. – Jedynie w grupie poszczącej metabolizm organizmu zmienił się na korzyść badanych – podkreślił dr Peter Hespel, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu w Leuven i współautor sprawozdania. Dodał również, że członkowie trzeciej (poszczącej) grupy posiadali wyższy niż przeciętna poziom białka mięśniowego, które odpowiada za "stymulowany przez insulinę transport glukozy w komórkach mięśni i tym samym odgrywa kluczową rolę w regulowaniu odporności insulinowej".

Oczywiście, nie ma róży bez kolców. Ćwiczenie o pustym żołądku nie pozwoli nam poprawić kondycji, tj. wydajności i siły mięśni. Dla pracujących mięśni węglowodany są najbardziej pożądanym, ze względu na swą przyswajalność, źródłem energii; sportowcy z reguły trzymają się diety bogatej właśnie w węglowodany. Badacze nie są też pewni, czy mniej forsowne i krótsze ćwiczenia na czczo, niż te, jakie wykonywali belgijscy badani, również prowadzić będą do tak pożądanych konsekwencji. Do entuzjastów, którzy wierzą, że tak będzie, należy dr Leonie Heilbronn, wykładowca australijskiego University of Adelaide i autorka życzliwego komentarza do wyników opublikowanych przez belgijską ekipę.

Trudno i darmo zatem: wygląda na to, że w tym sezonie przyjdzie nam nastawić budziki na wczesną godzinę już pierwszego dnia świąt i ruszyć na bieżnię jeszcze przed świątecznym śniadaniem. – Może to być jedyny sposób na uporanie się ze skutkami spożycia podwójnej porcji znakomitego piernika na miodzie – przestrzega dr Heilbronn.

Gretchen Reynolds




Źródło: www.zdrowie.onet.pl

Jak jeść i ni...
Autor: Marcel
1 2 3 4 5
Średnia ocena: 4
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany

STATYSTYKI

zdjęć7598
filmów425
blogów197
postów50485
komentarzy4204
chorób514
ogłoszeń24
jest nas18894
nowych dzisiaj0
w tym miesiącu0
zalogowani0
online (ostatnie 24h)0
Utworzone przez eBiznes.pl

Nasze-choroby.pl to portal, na którym znajdziesz wiele informacji o chorabach i to nie tylko tych łatwych do zdiagnozowania, ale także mających różne objawy. Zarażenie się wirusem to choroba nabyta ale są też choroby dziedziczne lub inaczej genetyczne. Źródłem choroby może być stan zapalny, zapalenie ucha czy gardła to wręcz nagminne przypadki chorób laryngologicznych. Leczenie ich to proces jakim musimy się poddać po wizycie u lekarza laryngologa, ale są jeszcze inne choroby, które leczą lekarze tacy jak: ginekolodzy, pediatrzy, stomatolodzy, kardiolodzy i inni. Dbanie o zdrowie nie powinno zaczynać się kiedy choroba zaatakuje. Musimy dbać o nie zanim objawy choroby dadzą znać o infekcji, zapaleniu naszego organizmu. Zdrowia nie szanujemy dopóki choroba nie da znać o sobie. Leczenie traktujemy wtedy jako złote lekarstwo na zdrowie, które wypędzi z nas choroby. Jednak powinniśmy dbać o zdrowie zanim choroba zmusi nas do wizyty u lekarza. Leczenie nigdy nie jest lepsze od dbania o zdrowie.

Wysokiej jakości bielizna męska już w sprzedaży. |