Miłość jest pięknym uczuciem ale należy o nie dbać, rozpalać i pielęgnować. Raz dana, nie jest na zawsze jeśli zapomina się o jej potrzebach.
Zdarza się, że dwoje ludzi zamyka się w sobie i już więcej nie okazuje sobie uczuć. Tak niewiele potrzeba, aby ich miłość ożyła na nowo. Wystarczy najprostszy nawet gest.
Najpierw przyszła ona, mężatka od piętnastu lat. Wyglądała dużo starzej – może dlatego, że z całej postaci emanowała rezygnacja, znużenie i rozgoryczenie. Czekałam, co powie. Jej milczenie przedłużało się, więc zaczęłam: „Ma pani jakieś problemy?”. Skinęła potakująco głową, a po chwili odezwała się: „Nie wiem, od czego zacząć”. Zachęciłam ją słowami, które nieraz mówię do osób, które nie wiedzą, jak zacząć opowieść o swoim życiu: „Od końca”.
Miłość pogrzebana
Ona blado się uśmiechnęła i wyznała: „Od pięciu lat nie rozmawiamy z mężem…”. „W ogóle ani słowa?” – spytałam. „Tylko tak zdawkowo, i to przez dzieci”. „I dzieci to widzą?”. „Dzieci się orientują, że coś nie jest w porządku, ale są jeszcze małe: 8 i 6 lat, a najmłodsze ma 5 lat”.
Teraz już zaczęła mówić. Dzieje, jakich wiele. Najpierw było bardzo dobrze, kochali się. Popsuło się od momentu, gdy zaszła w trzecią ciążę. „Mąż nie chciał tego dziecka. Był zły…” – wyznała. „A teraz jaki jest dla dziecka?” – zapytałam. „Och, teraz kocha tę małą bardziej niż starsze dzieci”. „Więc o co chodzi?”. „No, właśnie…” – kobieta zaczęła i znów umilkła. Wreszcie wyznała: „Mówi, że mamy dość dzieci. Ale chciałby cały czas współżyć. Pięć lat temu się sprzeciwiłam i zażądałam, żeby poczekał kilka dni. Znam metody i wiem, kiedy jest jajeczkowanie. Ale on nie chciał słyszeć o żadnym "czekaniu" i obraził się…”. „O co?”. „O to, że powiedziałam, że musi poczekać dwa tygodnie. Trzasnął drzwiami i wyszedł z sypialni, i… – kobieta wybuchła płaczem i przez łzy mówiła dalej – …od tamtej pory w ogóle się do mnie nie odzywa ani nie okazuje mi żadnego uczucia”. „Od pięciu lat?!”. „Prawie… Twierdzi, że po to ma żonę, żeby z nią współżyć, kiedy chce”.
Znam to z poradni małżeńskiej, gdzie tyle już lat słuchałam lamentów kobiet. Jeszcze zadałam niedyskretne pytanie: „Więc jak wyglądają państwa intymne spotkania?”. Kobieta wzruszyła ramionami i powiedziała: „Nic takiego nie ma… On jest obrażony i mnie unika”.
Wskrzeszenie
Napisałam do niego list z prośbą, żeby przyszedł do mnie, ponieważ jestem zaniepokojona stanem zdrowia jego żony i chciałabym o tym z nim porozmawiać. Przyszedł. Elegancki pan, wyglądał znacznie młodziej od niej. Przedstawił się i od razu z nutką niepokoju w głosie zapytał: „Pani pisała o zdrowiu żony?”.
Popatrzyłam na niego i nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Wreszcie powiedziałam: „Pana żona cierpi na przewlekły zespół depresyjny i na podstawie jej wypowiedzi myślę, że jest on wywołany sytuacją domową, konkretnie pana zachowaniem. Czy pan wie, co jest przyczyną jej załamania?”. „Załamania?” – powtórzył zdziwiony. „Pan tego nie widzi? Uważa pan, że żona jest w pełni szczęśliwą kobietą?”.
Milczał. „Kiedy pan stwierdził – zadałam nieco złośliwe pytanie – że czuje pan przymus działania seksualnego? Od żony wiem, że twierdził pan, że pan "musi" w każdej chwili działać seksualnie i nie może pan poczekać”.
„Do czego pani zmierza?” – zapytał zirytowany. Uśmiechnęłam się i zapytałam: „Zdradza pan żonę?”. Odpowiedział natychmiast: „Nic podobnego!”. „Ani razu przez całe pięć lat?” – zapytałam. „Ani razu przez całe pięć lat!” – powtórzył nerwowo. Zaśmiałam się i powiedziałam: „Przecież o to poszło, że pan nie chciał poczekać dwa tygodnie, więc jak pan wytrzymuje pięć lat?”.
Usłyszałam odpowiedź: „No, zaciąłem się…”.
Znowu razem
Nagle coś mi przyszło mi do głowy i zapytałam: „Przyszedł pan sam?”. „Żona jest na korytarzu” – odpowiedział. Powiedziałam do niego: „Niech się pan przesiądzie na fotel”. Ociągał się, ale usiadł w fotelu, stojącym w kącie mojego gabinetu.
Otworzyłam drzwi na korytarz. Zawołałam kobietę i zaprosiłam do środka. Weszła niepewnie, lękliwie patrząc na męża. „Proszę usiąść” – powiedziałam.
Kobieta zaczęła podchodzić do krzesła koło biurka, ale ja poprowadziłam ją w stronę fotela… Po paru krokach zatrzymała się. Wzięłam ją za rękę, podprowadziłam do fotela, na którym siedział mąż, i powiedziałam: „To jest pani miejsce, w ramionach męża”.
On podniósł głowę i popatrzył na mnie, jakby nie rozumiał. Ona cofnęła się, ale ja z naciskiem powtórzyłam: „Niech pan weźmie żonę na kolana…”.
Chwilę trwała cisza. Nagle kobieta wybuchła płaczem. On wyciągnął ręce, więc wepchnęłam ją zdecydowanie w te wyciągnięte ramiona męża. Usiadła mu na kolanach…
„Uwaga, teraz pani zarzuca mężowi ręce na szyję – powiedziałam, jakbym reżyserowała scenę filmu. – Teraz pan pochyla głowę do żony. Niżej, tak żeby najpierw pocałować jej włosy. Kamera zjeżdża – śmiałam się, ale po chwili znowu mówiłam poważnie. – Ludzie, macie jedno jedyne życie! Po co je sobie utrudniać, zamiast się uszczęśliwiać?”.
Nic nie mówili. Siedzieli tak chwilę razem, a ja opowiadałam: „Kiedyś uczestniczyłam w uroczystości odnowienia ślubów małżeńskich. Ksiądz zaprosił wszystkie pary, które w ciągu ostatnich piętnastu lat brały ślub i ci ludzie podczas Mszy św. jeszcze raz na nowo składali przysięgę małżeńską. Wielu płakało ze wzruszenia”.
Zwracam się do niego: „Wierność pan zachował, jeszcze trzeba okazać znak miłości. Wierność bez miłości zadaje ból…”.
Wyszli razem, trzymając się za ręce.
Wanda Półtawska, doktor nauk medycznych, specjalista w dziedzinie psychiatrii, członek Papieskiej Rady do Spraw rodziny oraz Papieskiej Akademii "Pro Vita". Matka czterech córek. Autorka m.in. opublikowanych ostatnio "Beskidzkich rekolekcji".
Źródło: www.zdrowie.onet.pl